Pisemna relacja Pana Leszka Balickiego:
Ks. Władysław Forkiewicz był kolejnym proboszczem, a właściwie administratorem szczebrzeszyńskim, (jeszcze za czasów ks. St. Szepietowskiego). Urodzony 13 kwietnia 1908 r. Pochodził z Litwy. Święcenia otrzymał w 1935 r. W 1938 r. wikariusz w Parafii Mariackiej w Chełmie. W 1939 r. Niemcy aresztowali 11 miejscowych księży i 4 zakonników. Wśród nich był ks. Forkiewicz. Zwolniony w maju 1940 r., po pobycie na Zamku Lubelskim, skierowany do Zamościa. Z narażeniem życia pomagał wysiedlonym, interweniował w sprawie uwięzionych księży. Współpracował z ruchem oporu. Chronił zabytkowe sprzęty kościelne przed okupantem. Po wyzwoleniu urządzał cmentarz na Rotundzie. Organizował komitet pomocy dla walczącej Warszawy. W 1945 r. rewindykował kościół mariacki w Gdańsku. Później powrócił na Lubelszczyznę. W 1947 r. był wikariuszem w Katedrze Lubelskiej. Potem w Klemensowie, a następnie administrator w parafii św. Mikołaja bp. Szczebrzeszynie. Później jeszcze, od 1960 r., był proboszczem w Biskupicach. Zmarł w 1978 r. 25 lipca 1949 r. komuniści aresztowali wikariuszy parafii katedralnej - ks. Tadeusza Malca i ks. Władysława Forkiewicza, dwóch kościelnych, a także pomocnika organisty. Starano się udowodnić im "zorganizowania cudu". Wkrótce aresztowano również członka komisji badającej cud - lekarza dr. Zygmunta Dambka, s. Barbarę - Stanisławę Sadkowską oraz członków "służby porządkowej". Początkowo próbowano również ukarać ordynariusza diecezji ks. bp. Piotra Kałwę oraz proboszcza katedry - ks. bp. Golińskiego. Nie udało się. "Pociąganie jego do odpowiedzialności karnej z uwagi na (...) trudności dokumentacji, uważać należy raczej za ryzykowne i nie wskazane" - zanotowano na jednym z dokumentów obok nazwiska ks. bp. Kałwy. Księży wezwano nakazami listowymi do gmachu Prokuratury Wojewódzkiej w Lublinie. Mieli być świadkami. Kiedy się tam zgłosili, przewieziono ich do gmachu UB przy ul. Krótkiej i oświadczono, że są aresztowani. Oskarżono ich o to, "że w dniach od 3 do 17 lipca 1949 r. rozpowszechniali w Lublinie fałszywe wiadomości mogące wyrządzić istotną szkodę interesom państwa polskiego, kolportując wieści o cudzie, który rzekomo miał miejsce w katedrze. Drugim zarzutem było to, że dopuścili do masowego natłoku przed katedrą i zaniechali starań o odpowiednie zorganizowanie podekscytowanych tłumów, przez co nieumyślnie spowodowali śmierć Heleny Rabczuk". Wszyscy aresztanci trafili do więzienia na Zamku Lubelskim. W celi ks. Forkiewicza UB umieściło agenta "27", który donosił i próbował nakłaniać do zwierzeń. Nie do końca mu się to udawało. "Kilka dni temu ks. Forkiewicz spowiadał S. na celi, szczegółów spowiedzi nie mogłem usłyszeć" - ubolewał w jednym z "Doniesień". Podobne działania podjęte w stosunku do ks. Malca też nie przyniosły spodziewanych korzyści. Choć ppor. Leon Wilczyński z Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego dwoił się i troił, ubeckie śledztwo szło "jak po grudzie". "Trudność w ustaleniu nieulegającej wątpliwości mistyfikacji i fingowania rzekomo cudownego zjawiska polega na tym, że zarówno księża, jak i zakonnica uparcie twierdzą i zdaje się być pewnym, że twierdzić będą niewzruszenie do końca, że na własne oczy widzieli spływającą z okolic oka ciecz, którą określają jako krwawą łzę, a biskup Goliński ponadto, że dotykając obrazu czuł wyraźnie cechy cieczy, rozmazującej się pod palcami" - zanotowano w aktach. Ostatecznie aresztowani nie stanęli nigdy przed sądem. Zostali zwolnieni w dniach 20-25 lipca 1950 r. po interwencji Prymasa Polski ks. kard. Stefana Wyszyńskiego i podpisaniu porozumienia rządu z Episkopatem. Pewnie by się tak nie stało, gdyby komuniści byli w stanie dowieść im jakąkolwiek winę. |