OJE DZIECIŃSTWO W LATACH OKUPACJI |
Poniższe wspomnienia są wspomnieniami Pani Danuty Gronowskiej-Zalewskiej. Pani Danuta urodziła się w Michalowie w 1939 roku. Obecnie jest emerytowaną nauczycielką i mieszka w Szczebrzeszynie (lotnisko). Urodziłam się tak jak wielu moich rówieśników w dobrach Zamoyskich, ale nie w dobrobycie- folwarku Michalów. Był to początek 1939r. Mój ojciec Jan jak wielu młodych i sprawnych mężczyzn ( w liczbie około 20 , ) zostało powołanych do służby wojskowej, bo już zanosiło się na wojnę. Ojciec służył w II PAC w Chełmie. W marcu otrzymał jednodniową przepustkę i przybył do domu, by zobaczyć dziecko. 1 września 1939r. rozpoczęła się II wojna światowa. II PAC po sformowaniu się W miejscowości Czułczyce wyruszył w kierunku Warszawy, tam następowała koncentracja głównych sił obronnych. Po drodze stoczono walkę ze spotkanymi oddziałami niemieckimi i okazało się, że muszą się wycofać. Do Warszawy nie dotarli, gdyż 17 września ze wschodu Polskę zaatakowały wojska sowieckie. Pułk otrzymał rozkaz odwrotu na wschód w czasie którego zawieruszył się ekwipunek tj. żywność dla ludzi i koni, a żołnierze mieli tylko broń . Podczas dalszych walk i marszów zdani byli na żywność ofiarowaną przez ludność wsi , w których się znajdowali. Bug przekroczyli w okolicy Brześcia i prowadzili zacięte walki z Armią Radziecką ponosząc wielkie straty. Koncentracja wojsk polskich nastąpiła pod Kowlem jednak mimo wielkiego oporu ponieśli wielkie straty i oddziały polskie zostały rozproszone. Rozbici przekroczyli Bug i wkroczyli na tereny Roztocza, gdzie w okolicach Tomaszowa Lub. stoczyli dwie zacięte walki z oddziałami niemieckimi. Pod koniec września zdziesiątkowane oddziały polskie z powodu braku amunicji i ucieczki naczelnego dowództwa były zdezorientowane w prowadzeniu dalszych walk i zostały rozwiązane. Po bezdrożach, lasami ,polami ojciec wrócił do Michalowa, który był już zajęty przez wojska niemieckie. Niemcy ulokowali się w naszej miejscowości, gdyż folwarki stanowiły dobre zaplecze żywnościowe dla armii. Na łąkach nad Wieprzem z południowej strony od młyna i elektrowni pobudowali koszary z drewnianych baraków, a w uporządkowanej stajence po źrebakach urządzili stołówkę. Sztaby mieściły się w szkołach w Michalowie i Klemensowie. Na polach między cukrownią a zagajnikami rękoma Polaków i Żydów spędzonychz okolicznych miejscowości,pobudowali lotnisko, którego pas startowy długości około 2km ciągnął się od szosy w Klemensowie do rozłopskich pól, a z północy na południe od zagajników, gdzie były hangary dla samolotów do cystern z paliwem, które mieściły się za domami mieszkańców Klemensowa , natomiast za szkołą był lazaret, czyli szpital dla niemieckich żołnierzy. Przy szosie od strony Michalowa i Szczebrzeszyna były dwie wartownie, które kontrolowały ruch na przestrzeni lotniska przylegającego do szosy. Czas okupacji dla mieszkańców Michalowa i Klemensowi był bardzo trudnym okresem. Ludzie ciężko pracowali od świtu do nocy pod okiem niemieckiego nadzoru i mieli ograniczoną swobodę poruszania się. Obowiązywały racje żywnościowe , bo wszystko było na kartki zarówno art. żywnościowe jak i przemysłowe. Małe dzieci poruszały się tylko w obrębie domów i podwórka. Starsze nie chodziły do szkoły, bo musiały pracować z rodzicami na potrzeby Niemców albo na małych przydomowych zagonkach przy uprawie warzyw, ziemniaków, lnu, konopi czy doglądaniu inwentarza. Mieszkańcy folwarku i cukrowni stanowili jakby wielką rodzinę i to pozwoliło łatwiej przeżyć ciężki czas okupacji. Wzajemnie sobie pomagali w dostarczaniu żywności. Ci prości, często niewykształceni ludzie wykazali wiele patriotyzmu i poświęcenia w czasie kampanii wrześniowej, a później czynnie włączyli się do ruchu oporu. Nie kolaborowali z Niemcami. Żołnierze września stanowili trzon armii podziemnej a przewodzili im zarządcy cukrowni i folwarku. Byli tropieni przez okupanta i ponosili kary. W czasie okupacji mój ojciec był mleczarzem, woził mleko z ordynackiej obory do mleczarni w Szczebrzeszynie. Był bardzo czynnym partyzantem i łącznikiem między oddziałami w lasach Nielisza, Kawęczyna i Szperówki. Miał kenkartę i mógł poruszać się w obrębie tych miejscowości. W wozie ,którym woził mleko było podwójne dno. W skrytce woził żywność, leki i inne potrzebne partyzantom ładunki, a na wierzchu w słomie stały bańki z mlekiem, w czapce miał rozkazy i meldunki. Na przełomie 1943 /1944 tato często zabierał mnie do Szczebrzeszyna, do lekarza pana Jóźwiakowskego lub Jacha. Widziałam, jak wstępował do cukrowni, kontaktował się z majstrem Kilińskim, u którego ukrywał się kapitan z kampanii wrześniowej Jaworski, brał żywność i rozkazy. W Szczebrzeszynie zostawiał w mleczarni bańki i mnie i bezdrożami jechał do partyzantów. Najczęściej kontaktował się na Przedmieściu Zamojskim z ogrodnikiem ST. Koprowiakiem, który był członkiem AK i działaczem podziemia. W jego szklarni odbywały się narady mojr. Adama Prusa z komendantami placówek AK i BCH oraz osobistościami życia publicznego. ST. Koprowiak(Błyskawica) i mojr. Adam rozmawiali z Plichem oficerem niemieckiego lotnictwa budującego lotnisko w Klemensowie, który był Austryjakiem i sprzymierzeńcem ruchu oporu. Dzięki tym kontaktom inżynier Plich umożliwił wydostanie się z ob. Ozu w Zwierzyńcu ponad 300 więźniów, mieszkańców Szczebrzeszyna i okolic, których zatrudnił przy budowie lotniska. Tato na co dzień kontaktował się w Szczebrzeszynie z członkami ruchu oporu jak: braćmi Książkami, sklepową Kołątajową, aptekarzem Szczygłowskim, dr. Klukowskim. Po napadzie partyzantów w dniu 1 maja 1944 roku o godz. 6 rano na sklep „Rolnik” ojciec wywiózł im kasę do lasu. Tato był człowiekiem bardzo uczynnym i odważnym. Mieszkańcom Michalowa przywoził różne zakupy z miasta, zabijał potajemnie świnie, mimo ostrego zakazu okupanta. Pracownicy folwarku hodowali świnie na własne potrzeby i mogli brać repetę z niemieckiej stołówki, ale tuczniki i krowy były kolczykowane i Niemcy zabierali je na potrzeby wojska. Warunki mieszkaniowe w folwarku były trudne. Czworaki i ósmaki były zbudowane z ciosanego kamienia wapiennego, niektóre kryte gontem, ale i blachą. Było w nich 36 mieszkań o wymiarach od 20 do 25m2 z komorami i sienią oświetlane elektrycznie i miały podłogi drewniane a w sieniach komorach były posadzki. Dużo miejsca zajmował piec z zapieckiem na którym w zimie spały dzieci. W każdej izbie mieszkały najczęściej dwie rodziny, a nawet przyjmowano wysiedleńców z innych miejscowości. W czasie wzmożonych walk na wschodzie żyliśmy w wielkim strachu szczególnie od bitwy pod Stalingradem. Codziennie od wczesnych godzin rozlegał się straszny huk samolotów wyruszających na front. Zaostrzono wszelkie działania, W mieście były łapanki i wywożono ludzi na roboty do Rzeszy albo do obozów koncentracyjnych. Szosą i bocznymi traktami pędzono stada bydła do rzeżni w Lublinie, a stamtąd żywność na front. Zimą zaciemniano okna w domach, a latem otwierano je na oścież by nie wypadały szyby na skutek wstrząsów i ciągłych ruchów samolotów.. Ludzie . bali się spać w domach Od wiosny do jesieni spali w prowizorycznych altankach na ogródkach. Żyliśmy w wielkim napięciu nerwowym i strachu, gdyż docierały do nas wiadomości o tym, co działo się na Rotundzie w Zamościu , Majdanku i innych obozach. Wiedzieliśmy, że dopóki jesteśmy potrzebni Niemcom jako zaplecze żywnościowe to jeszcze żyjemy. Mimo coraz większych trudności pomagaliśmy potrzebującym np. ukrywaliśmy młodych krewnych przed wywózką na roboty, wysiedleńców czy uciekinierów. Przykładem odwagi naszych mieszkańców było pięciu braci Gałków. Dwóch z nich walczyło w kampanii wrześniowej, a po powrocie z wojny w skleconych Budach klepali „bańki” ,które pod osłoną nocy wywozili do partyzantów w Nieliszu. Potajemnie nocą wyprowadzali konie ze stajni i brodami na wieprzu przez łąki docierali do lasu. Pewnego razu nie trafili na bród i utopiły się konie. Chociaż u nas stacjonowali Niemcy sprawa ta nie wydała się. Byli oni bardzo odważni bo przez cała wojnę współpracowali z partyzantką. Gdy Niemcy ponieśli klęskę pod Stalingradem wzmogły się prześladowania Polaków. Żydów wyniszczono wcześniej po zbudowaniu lotniska w 1942r. Zaczęły się łapanki w Szczebrzeszynie w dni targowe i w niedzielę, gdyż przyjeżdżali tu mieszkańcy z okolicznych wsi. Ludzi ładowano na ciężarowe samochody i wywożono na roboty lub do obozów. W tym czasie ukrywały się u nas trzy córki wujostwa ze Szczebrzeszyna i brat taty, który przynosił prasę podziemną i czytał o tym co działo się na froncie wschodnim. Wczesną wiosną 1944r, Niemcy wysiedlali mieszkańców i nasiedlali tzw. „czarnych”, Michalów to ominęło. Pewnego dnia tato nie wrócił na porę południową do domu. Wszyscy byli mocno zaniepokojeni , a ja szczególnie. Miałam wtedy 5 lat i drogę do miasta znałam, gdyż w niedziele z babcią chodziłam do kościoła i wujostwa.. Babcia była bardzo odważna. Brała na plecy dużą koszatkę z żywnością dla rodziny a chleb rozdawała żebrzcym przy kościele. Wartownicy zawsze ją rewidowali, ale przepuszczali, bo wszystkie ważne wiadomości miała w głowie. W czasie przeajazdu ”czarnych” przez Michalów, wyrwałam się z domu i biegłam do miasta. Nasiedleńcy jechali załadowanymi furmankami i coś do mnie wykrzykiwali, a ja z wielkim płaczem biegłam na spotkanie z tatą, którego spotkałam na szosie w środku zagajnika. Wracał pieszo, bo konia - Nojkę- (hasło: Niemiecki okupancie już koniec agresji) zabrali najemcy a zostawili kulawą szkapę, która nie mogła uciągnąć wozu z bańkami. W domu panowało wielkie poruszenie poszukiwano mnie i za tę wyprawę otrzymałam reprymendę, ale nie wstrzymało mnie to od czuwania nad bezpieczeństwem taty. W czasie wysiedlenia Deszkowic II schroniła się u nas 5 osobowa rodzina , z którą mieszkaliśmy przez kilka tygodni na 20 m2- 15 osób. Z każdym dniem front przybliżał się do nas i życie stawało się coraz trudniejsze. Eskadry samolotów dniem i nocą z wielkim hukiem wyruszali do walki. Ruch na drogach był coraz większy, bo ze wschodnich terenów przemieszczały się masy pojazdów. Sytuacja żywnościowa stawała się coraz gorsza, bo do stajni, obór i chlewów podjeżdżały niemieckie ciężarówki, które zabierały konie krowy i świnie na ubój. Mieszkańcy ukrywali inwentarz żywy. Konie wyprowadzano do odległych miejscowości jak: Płonka, Białka, Żółkiewka, a krowy ukrywano w stertach i zagajnikach. Kiedy front zbliżył się do nas to Niemcy zabierali nie tylko płody rolne ale i metalowe urządzenia. Zarządzili demontaż maszyn z cukrowni, by wywieźć je do hut i przetopić je na uzbrojenie .Pracownicy cukrowni dobre maszyny konserwowali, zabezpieczali i zakopywali w skrzyniach do ziemi, a złom wkładali w paki, ładowano na wagony i wywożono. Gdy Niemcy ponieśli klęskę na wschodzie zapowiedzieli zburzenie cukrowni i osiedli wokół lotniska. Mieszkańcy wynosili wszystko z domów a z okolicznych miejscowości zbiegli się by wynieść z fabryki resztki urządzeń, cukru i melasy. W kwietniu 1944r. przed wkroczeniem Armii Czerwonej Zamoyscy opuścili mieszkający w Zwierzyńcu wyjechali w nieznanym kierunku. W lipcu wyjechali zarządcy folwarku jak: Mysłakowscy, Grabkowscy i inni na Kielecczyznę. Zarząd nad folwarkiem objął rządca Bogumił Paul, który odegrał ważną rolę w organizacji ruchu wyzwoleńczego w czasie okupacji na naszym terenie. Kiedy mieszkańcy dowiedzieli się, że panowie opuścili folwark byli bardzo rozczarowani. Pamiętam jak starsze kobiety zgromadziły się wokół babci, która życiowo była najbardziej doświadczona, bo przeżyła trzy wojny w których brał udział jej syn Jan Kościk, pocieszała je i mówiła „Nie płaczcie, panowie kiedyś powrócą bo byli dobrzy” Dzięki sprytnemu manewrowi Wojska Polskiego i Armii Czerwonej nocą z 20/21lipca niemieckie samoloty pospiesznie opuściły lotnisko zrzucając na nim kilka bomb, spalili lazaret, koszary w Michalowie i zburzyli 2 mosty na Wieprzu. Przed wycofaniem się Niemców zarządzono zgrupowanie kobiet, dzieci i starców w suterenach pod pokojami. A mężczyźni byli postawieni na straży majątku. W upalny dzień 25 lipca 1944r wkroczyła do nas piechota A. Czerwonej, którą witaliśmy z wielką radością rzucając bukiety kwiatów i częstowano ich napojami. Za piechotą psy ciągnęły wózki z rannymi żołnierzami i na ten widok wszyscy głośno płakali. Tych wydarzeń pełnych wzruszeń nie zapomnę do końca życia. Zawsze przekazywałam je młodzieży szkolnej. Wojsko nie zatrzymało się w folwarku tylko pomaszerowało dalej. Następnego dnia zauważyłam, że po podwórzu między stajniami i oborami biegał Niemiec z pistoletem w ręku. Nieopodal szedł tato z grupą robotników. Myślałam, że oni Niemca nie widzą i wybiegłam aby ich ostrzec. Kiedy dobiegłam to nich wszyscy się ukryli, a tato widząc mnie zatrzymał się. W tym czasie Niemiec dopadł nas i kazał iść do stajni, gdzie stał ten kulawy koń. Kazał zaprząc do wozu i zawieźć go na stacje kolejowa w Klemensowie. Gdy tato zakładał uprząż ja stałam na środku stajni pod pistoletem i głośno piszczałam. Z pobliskich domów zbiegły się kobiety, otoczyły nas, a tato powiedział do Niemca, że w uprzęży nie ma uzdy i koń nie pociągnie wozu, więc musi iśc do kantorka i przynieść ją. Wyszedł ze stajni i długo nie wracał. Zniecierpliwiony Niemiec otoczony krzyczącymi kobietami wyszedł za nim na podwórze, a ja wraz z kobietami wybiegłam drugimi drzwiami na podwórze. Niemiec dopadł innego pracownika, który zawiózł go na stacje kolejową a w wagonach jechali radzieccy żołnierze, którzy się nim zajęli. W następnych dniach na lotnisku lądowały radzieckie samoloty. Żołnierze ulokowali się w pustych, oczyszczonych stajniach i oborze, a dowództwo ulokowano w pokojach, świetlicy i szkołach. Żołnierze nawiązywali kontakt z mieszańcami Michalowa i Klemensowi. Przychodzili kupować żywność a dzieci lgnęły do nich, bo w wolnych chwilach wyświetlali filmy o wojnie. W święta 1944r. urządzili choinkę dla mieszkańców, wtedy grali, śpiewali i tańczyli, a mieszkańcy zapraszali ich na świąteczną gościnę. Pamiętam jak w czasie wolnym od służby przychodził do nas Litwin i klękał przed obrazem Matki Boskiej Ostrobramskiej, modlił się i błagał, żeby wojna się skończyła i mógł szczęśliwie powrócić do swojej rodziny. Kiedy dowiedzieliśmy, że do Klemensowi mają przybyć Żołnierki z Wandą Wasilewską dzieci z rodzicami biegły z naręczami kwiatów by je powitać. Wtykaliśmy kwiaty w rusznicę, a one umajone maszerowały i wszyscy wiwatowali. Wspominam takie przeżycie gdy z grupką dzieci pilnowaliśmy krowy, które w październikowe popołudnie pasły się na polach między zagajnikami. Wtedy na skróty z lotniska wracał zamyślony, wysoki, przystojny, lotnik ubrany w skórzany kombinezon. Wszyscy po raz pierwszy widziałyśmy tak ubranego lotnika, więc otoczyłyśmy go ze wszystkich stron, a on rozejrzał sie wokół, Podszedł do mnie, przytulił i powiedział, że u niego w domu została taka dziewczynka. Z zanadrza wyjął zeszyt i ołówek, dał mi je i odszedł. Dzieci chciały mi to wyrwać, więc ile sił w nogach biegłam do domu. Mama skarciła mnie bo w domu miałam zeszyty i książeczki, które tato przywoził od księgarza Klimaczyńskiego. Aby odwrócić moją uwagę od wydarzeń wojennych od najmłodszych lat mama uczyła mnie pisać ,czytać, liczyć. Gdy lotnictwo radzieckie stacjonowało na lotnisku ludzie z zapałem zabrali się do pracy bo trzeba było wyżywić rodziny i radzieckich żołnierzy .Już od świtu do nocy pracowali na polach, a nawet od najmłodszych lat angażowano dzieci do pracy. Gdy wybuchło powstanie warszawskie wieści o nim przenikały do nas i zastanawiano się nad udzieleniem pomocy. Zdawano sobie sporawe z tego, ze będzie to niemożliwe, tylko jeden z naszych sąsiadów wyjechał i brał udział w powstaniu. Po żniwach w sierpniu dokonano poboru młodych mężczyzn na ćwiczenia do Wojska Polskiego ,by przygotować ich do dalszej walki. Po upadku Powstania Warszawskiego przybywały do nas matki z dziećmi, które opowiadały o tych strasznych zdarzeniach. Ludzie obdarzali ich żywnością ,odzieżą i noclegami. W listopadzie 1944r uzyskaliśmy samodzielne mieszkanie w pobliżu szkoły, gdzie mieliśmy pokój i kuchnie. Na zimę zakwaterowano nam radzieckiego lejtnanta, który rzadko nocował u nas, nie nawiązywał rozmowy, tylko przeglądał mapy i cos kreślił. Kiedy w połowie stycznia szykowano ofensywie warszawska lejtnant postanowił zabawić się wraz z kolegami. Wyrzucono nam siennik i pościel do lodowatej kuchni. Mama przeciwstawiała się temu, bo brat miał kilka miesięcy, jeden z żołnierzy strzelili a kula przeleciała nad moją głową i przedziurawiła drzwi w kuchni . W zabawie uczestniczyły dwie młode polskie dziewczyny i ubaw trwał cala noc. Kiedy tato rano wrócił z nocnego dyżuru i zobaczył co się dzieje udał się do naczelnego dowództwa i towarzystwo zostało wyprowadzone z domu. I tak zakończył się nasz koszmar, ale odbiło się to na zdrowiu mamy i brata. Między żołnierzami radzieckimi a ludnością poza tym nie dochodziło do spięć. Gdy stacjonowali u nas ludzie czuli się bezpieczni. Widzieliśmy jakie ponoszą straty w walce o wyzwolenie naszych ziem, bo po stoczonych walkach przywozili ciała poległych kolegów, które chowali w mogiłach wzdłuż szosy od zagajnika do Klemensowa było wiele mogił. Po zakończeniu wojny dokonali ich ekshumacji. Ludzie współczuli im bardzo i doceniali ich poświęcenie. Wszyscy pragnęli, aby wojna zakończyła się jak najszybciej, aż wreszcie w nocy z 8/9 maja 1945r. dotarła do nas radosna nowina o zakończeniu działań wojennych,, co oznajmiła salwa armatnia . Mieszkańcy folwarku zbiegli się przed pokojami i cieszyli się, wiwatowali a każdy chciał uścisnąć żołnierzy, którzy pełnili tu służbę. Wojska sowieckie stacjonowały u nas do końca 1945r. Z kampanii wrześniowej nie wrócili: Żdziobło Leon, Kruk Jan, Mazur Jan i Kostrubiec Władysław, bo polegli na polu walki. Natomiast z niewoli niemieckiej po wojnie powrócili: Łuszczak Bronisław, Tujaka Bronisław, Wal Stanisław i Krasulak Józef. Z naboru do LWP w 1944r. nie powrócił Szyduk Paweł, który zginął na ziemi kieleckiej w bitwie pod Gruszą. Duże zasługi w przetrwaniu wojny mieszkańców naszego terenu wnieśli właściciele Ordynacji Zamojskiej Jan i Róża Zamojscy, którzy zwracali się do władz niemieckich w obronie ludności Zamojszczyzny, która stanowiła zaplecze żywnościowe dla armii. Zapewniali pracę, schronienie nie tylko mieszkańcom folwarków, ale także ratowali dzieci z obozu zagłady w Zwierzyńcu. Dawali schronienie uciekinierom z innych stron Polski. Za to co uczynili dla dobra naszych okolic: Klemensowi, Michalowa, Zwierzyńca, Zamościa należy im się uznanie Pamięć o nich niech przetrwa przez wieczne czasy. |