„Święty” u kowala Poniższe wspomnienia są wspomnieniami Pani Ireny Malec-Iwańczyk. Pani Irena napisała : Proszę wybaczyć, że pozwalam sobie , tym razem, przesłać moją wersję "Świętego" Michałka, którą znam od dziadka i od moich rodziców. Poczułam nawet obowiązek napisania tego. |
Michalów jest nie tylko urokliwym krajobrazowo i zabytkowym miejscem, ale też posiada mozaikę ludności,
kultur i wierzeń ludzi, żyjących we wzajemnej symbiozie.
Żyli tu nietuzinkowi mieszkańcy, którzy swoimi talentami odcisnęli pozytywne piętno. Przeważnie byli to ludzie niezwykle zdolni, artyści w swoich zawodach takich jak: kowalstwo, stolarstwo, krawiectwo i inne. Najwybitniejszym kowalem w okolicy był Józef Berdak, mój dziadek, który legitymował się „Mistrzowskim Rzemieślniczym Dyplomem Kowala” Ponadto za swą rzetelną pracę na rzecz oddziałów wojska austriackiego, stacjonującego w Michalowie otrzymał od dowództwa „ Dyplom Uznania”. Te dwa cenne dokumenty oraz zdobyte zaufanie i szacunek ludności pozwoliły mu uczyć zawodu nowych rzemieślników, dlatego też przyjął do kuźni kilku terminatorów. Byli nimi: jego syn Jan Berdak oraz Michał Malec, mój ojciec, J. Gołębiowski, S. Daniłowicz i Michał Mierzejewski. Wśród tych czeladników Michał Mierzejewski, choć był analfabetą, wyróżniał się wyjątkową osobowością. Był to chłopiec szesnasto, może siedemnastoletni, szczupły, wątły, o bujnych, kręconych włosach, jakby natchnionej twarzy , średniego wzrostu, zapewne sierota. Początkowo pasł krowy u Jana Rudego. Później był pastuchem u kowala, który obserwując zainteresowanie chłopca rzemiosłem, przygarnął go do rodziny i przyjął do terminu. Odtąd Michałek miał kontakt z szeroką rzeszą ludzi. Wkrótce zyskał sobie przydomek „Święty Michałek”, zdecydowały o tym wydarzenia z jego życia. Oto dnia 22.11.1928 roku pomocnik kowala Michał Mierzejewski wszedł na szczyt figury i z zamkniętymi oczyma, jakby spał, głosił kazanie. Pastuch przemawiał do ludzi, jak bardzo wykształcony człowiek, jak jakiś ksiądz erudyta. Ludziom zaparło dech w piersiach. Innym razem wspinał się na dach kuźni, a także na święte figury oraz sąsiednie budynki i chodził po dachach. Kiedyś spadł z dachu, a było to we śnie, nawet się nie obudził i nic mu się nie stało. Innym razem nocą chodził po pas w zimnej wodzie Wieprza z zamkniętymi oczyma. To znów z zamkniętymi oczyma i z krzyżem w ręku prowadził pielgrzymki do Radecznicy, a szedł tak szybko, że ludzie nie mogli za nim nadążyć. Niektórzy mówili, że jakoby chodził po wodzie i fruwał. Była w nim jakaś tajemnicza moc. Święty wygłaszał codziennie kazania przed przydrożnymi figurami. Wieść o nim rozeszła się szybko po okolicznych wsiach i miastach. Tłumy ciągnęły zewsząd, nawet z całej Polski. Znali go nie tylko na Wyżynie Lubelskiej, ale i w Warszawie, na Śląsku, Pomorzu, podobno i za granicą też. Kazania zaczęły gromadzić coraz więcej ludzi od sześciu do dziesięciu tysięcy, bo Michałek przepowiadał przyszłość, wytykał ludziom grzechy i mówił o Bogu. Nieraz zdarzało się, że wskazywał ręką na jakiegoś biedaka i napominał „Ty jesteś grzesznik, przeproś Boga, pokazywał też palcem komunistów, a oni padali na kolana i kajali się. Ludzie się dziwili, skąd on to wszystko wie. Wzywał też naród, by się poprawił, bo będzie wojna. Przewidział, że we wsi powstanie świątynia. Pielgrzymi o chłodzie i głodzie spali w stodołach i czekali na spotkanie ze „Świętym”, aby razem z nim modlić się i śpiewać pieśni. Przed figurami klęczeli, bili głowami o ziemię, płakali, a co zdolniejsi pod wpływem wielkich przeżyć układali wiersze i pieśni na cześć Michałka. Z tamtych czasów pochodzi anonimowy wiersz składający się z 20 zwrotek wydany przez J. Woińskiego z Zamościa (druk Szpera), a otrzymałam go od byłego Dyrektora Domu Kultury z Zamościa, Pana Stanisława Rudego, pochodzącego z Michalowa. Utwór nosi tytuł „Apostolska Pamiątka z Michalowa Opowieść o Michale , który został Bożym Duchem natchniony i ogłasza słowa Boże”. Do Michalowa oddalonego o 6km od Szczebrzeszyna przyjeżdżali dziennikarze z całej Polski, fotografowie mistycy, Żydzi, ludzie biedni i bogaci. O „Świętym” Michałku pisano reportaże, umieszczano jego zdjęcia w gazetach. Oto reporter postępowego „Ekspressu Lubelskiego” z 1928r donosił: „Na kazania Michałka – analfabety, pastucha i pomocnika kowala, głoszone przed przydrożną, świętą figurą, ciągną pątnicy z całej Polski, a kościół w Szczebrzeszynie stoi w tym czasie pusty.” W dalszej części czytamy: „Przez park pałacu klemensowskiego przejeżdżają wytworne auta, suną pojazdy, wędrują ogromne rzesze wiejskiego, prostego ludu, zmierzając do Michałka. Niektórzy przeszli pieszo 200 a nawet 300 km o głodzie i w zimnie” Spotkania ze Świętym Michałkiem wykorzystywali handlarze. Ustawiali stragany i sprzedawali wszystko. Można było kupić słodycze, kiełbasę, salceson, a nawet alkohol. Za złotówkę kupowano fotografie z podobizną Michałka. Nieuczciwi sprzedawali worki z piaskiem oraz wodę z rzeki Wieprza, jako od Michałka, święte. „Święty” głosił kazania codziennie przez półtora roku. Pewnego razu jednak, jak opowiadał mi mój dziadek, a jest to zapewne legenda, gdy Michałek wraz z rodziną Berdaków usiedli w kuchni przy stole, by zjeść obiad, ktoś zapukał do drzwi i wszedł. Był to siwy, słusznej postury starzec. Miał długie włosy i brodę, a w oczach dobroć i błękit nieba. - Niech będzie pochwalony – powiedział. - Na wieki, wieków – odpowiedzieli domownicy. - Jestem strudzonym wędrowcem. Czy mógłbym się zatrzymać na nocleg? – zapytał. - Gość w dom, Bóg w dom – odpowiedział kowal. - Proszę usiądźcie, zjemy razem obiad. – Wtedy Katarzyna Berdak postawiła taboret obok Michałka, podeszła do kuchni, nalała barszczu do miski, nałożyła klusek z serem i ze skwarkami na talerz i postawiła na stole przed podróżnym, kładąc obok łyżkę. Wówczas gospodarz wstał, a wszyscy za nim. Znakiem krzyża się przeżegnali, a następnie zwrócili się do Boga mówiąc: - Pobłogosław nam Panie, te dary i spraw, aby poszły na pożytek naszego zdrowia. – Teraz już tylko słychać było pochlipywanie i mlaskanie, jako objawy zadowolenia ze smakowitości jadła. A gdy miski opróżniono, nieznajomy chwalił i dziękował za proste, ale zdrowe potrawy, a następnie zwrócił się do Michałka. - Drogie dziecko, Bóg przez Ciebie przemawia. Jesteś jego posłańcem i prorokiem.- _ Nie lękaj się, nie czynisz nic złego. Duch Święty Cię nawiedza.- Ale za prawdę i dobroć będziesz cierpiał. Wytrzymasz. Nie bój się .- - Kowalu, strzeżcie tego młodego Proroka, nie pozwólcie go zniszczyć. – Po tych słowach zniknął, a przecież miał nocować. Wszyscy zdumieli się i zaczęli zastanawiać, kim był wędrowiec. Myśleli długo, wreszcie kowal zawyrokował, że to był sam Bóg. Inni przyznali mu rację. Po tym wydarzeniu Józef Berdak zwrócił się z prośbą do michalowskich strażaków, by całym kordonem strzegli Michałka, na co oni chętnie przystali. Odtąd zawsze w odświętnych mundurach i hełmach strzegli go podczas kazań oraz przyprowadzali pod figurę i odprowadzali do domu kowala. Wkrótce Święty Michałek stał się niewygodny dla władz i złych ludzi, prawda, krzywda i troska o sprawiedliwość kłuła ich w oczy. - Zaproszony ze Szczebrzeszyna ksiądz Andrzej Wadowski nie chciał poświęcić kilkumetrowego, drewnianego krzyża ufundowanego przez pielgrzymów z napisem „Pamiątka przez natchnienie Michałka Duchem Świętym” Dopiero po usunięciu tego napisu, dokonał swego dzieła. Uroczystości tej towarzyszyło 7 tys. ludzi. Pamiątkowy krzyż do dziś stoi na łące wśród trzech jesionów, a dom i kuźnia kowala zachowała się jedynie w gazetach. Aby przestraszyć Michałka, rozgłaszano, że jest on psychicznie chory, więc wysłano z Lublina hipnotyzera Szilera – Szkolnika i dziennikarzy, by zbadać Michałka, lecz kowal odesłał ich z kwitkiem. Wtedy przypuszczano atak na Józefa Berdaka i jego pomocników. Policja dokonała rewizji w domu kowala i zaaresztowała ich wszystkich, włącznie z Michałkiem, przewiozła do aresztu, do Zamościa, ale po trzech dniach wypuściła. Michałka i kowala posądzono o korzyści materialne, a kowala dodatkowo jeszcze, że hipnotyzował „Świętego” i robił mu aureolę za pomocą, rzekomo znalezionych latarek, co niezgodne było z rzeczywistością. Wreszcie kowalowi dano spokój, a Michałka ciągano przez dłuższy czas po aresztach, nawet lubelskich, przewieziono go też do Szpitala Psychiatrycznego w Lublinie na obserwację. W końcu dali mu spokój. Zastraszony, przerażony i zaszczuty przez władze chłopiec już więcej nie pojawił się w Michalowie i nie głosił kazań. Zamieszkał w Nieliszu, założył rodzinę, zbudował kuźnię i gospodarzył. A pytania, o jego przeszłość, zbywał milczeniem. Zmarł w 1988r. Z powyższego wynika, że Michałek niepiśmienny pastuch i czeladnik kowala był wybitną jednostką, bo potrafił przyciągnąć i zafascynować kilkutysięczny tłum. Był to swoistego rodzaju fenomen, wyjątkowy człowiek o wielkiej charyźmie. Głosił kazania tak, jakby był natchniony przez Boga i jak prorok przepowiedział wybuch II wojny światowej, zagrożenie ze strony komunistów dla Polski, powstanie kościoła w pałacu Zamoyskich i to wszystko się spełniło. Miał też odwagę krytykować złe rządy, przez co narażał się państwu, komunistom, a nawet kościołowi, choć szerzył wiarę, ewangelizował, uczył pokory i zwalczał wady ludzkie. Był szlachetnym i wyjątkowym człowiekiem zarówno On jak i kowal Józef Berdak niczego się nie dorobili, co potwierdzili świadkowie tamtych wydarzeń Stanisław Pańczyk, Zofia i Stanisław Zacierowie oraz wnuk kowala Józef Głowacki, ale zawsze znajdą się nieuczciwi, którzy potrafią wykorzystywać wybitną jednostkę dla własnych korzyści. „Święty” Michałek już za życia był legendą przekazywaną przez reportaże i fotografie: Świętego, kowala, raju (otoczenia obok kuźni i wzniesionego krzyża), figur przydrożnych i pielgrzymów w różnych gazetach np. w „Ekspressie Lubelskim”, „Ziemi Lubelskiej”, „Zwierciadle”, „ABC” i innych. I choć od tego czasu minęły już 84 lata o „Świętym” Michałku nie zapomniano do dziś. Legenda o nim jest przekazywana z pokolenia na pokolenie i ciągle odbrązawiana. Pisał o nim Paweł Reszka w „Gazecie Wyborczej” z dnia 23.07.2002r oraz Anna Rudy w „Tygodniku Zamojskim” z dnia 15.04.2003r i piszę ja , gdyż prawdę o Michałku znam od najmłodszych lat, od mojego dziadka i rodziców, którzy z nim obcowali na co dzień. Pragnę więc i ja ocalić jego i tamten świat od zapomnienia. On zasłużył na to. Sądzę że, „Święty” Michałek będzie zawsze fascynował, bo w naturze człowieka leży tęsknota za prawdą, dobrem, sprawiedliwością, ale też za wyjątkowością i niezwykłością, graniczącą z cudem. On spełniał te wszystkie warunki, miał zadatki na mistyka, jak Święta Faustyna i dlatego zyskał sobie przydomek „Święty”. Dla porównania publicystyki z poezją dołączam długi wiersz, bo aż 20 zwrotkowy nieznanego autora z 1928r, a więc z czasów Michałka i mój współczesny. Bardzo zachęcam do przeczytania, Michałek jest tego warty. Ps. ( Ten 20 zwrotkowy wiersz jest zamieszczony na tej stronie już od trzech lat. Jego kopię z wydania oryginalnego przesłał Pan Robert Panasowiec, syn Zosi Radzikównej. - Jan Makara)(proszę kliknąć na czerwony tekst) |