|
ICHALÓW - NAJPIEKNIEJSZE MIEJSCE POD SŁONCEM |
W tym czasie Pani Irena Skowyrowa ze swoim synem Jurkiem zorganizowała tajne komplety dla uczniów kl.: I, II, III szkoły podstawowej. Gdy Niemcy przychodzili do jej domu, uciekaliśmy do ogrodu. Właśnie wtedy rozpoczęłam swoją edukację i z przyjemnością stwierdziłam , że lekcje te były dla mnie wielką przyjemnością za co Pani Skowyrowej przebywającej w Zamościu u córki bardzo dziękuję. W okresie wojny tutejsi mieszkańcy trudnili się handlem, lekceważyli niebezpieczeństwo, pociągami nawet towarowymi jeździli do Lwowa, Poznania, Wrocławia, wozili tam produkty spożywcze, a przywozili ubrania i produkty przemysłowe. Przyjeżdżali też mieszkańcy z różnych miast po mąkę,kaszę, masło, mięso. Miałam 8 lat gdy przybyli Rosjanie, widziałam wózki ciągnione przez psy, a na nich rannych żołnierzy. Na wzgórzu Kubeńki stała kuchnia polowa w parku w domach, a nawet w ziemiankach zamieszkali żołnierze. Handlowali towarem przywieźonym z Niemiec: porcelaną, serwetami, zegarami. Robili też sztuczne rewizje, kradnąc różne przedmioty, moim rodzicom tym sposobem ukradli obrączki i złoty kieszonkowy zegarek ojca. Wieczorem w folwarku na powietrzu wyświetlali filmy, grali, śpiewali, tańczyli. Pamiętam, że pili dużo bimbru i "zagryzali" ogórkiem lub cebulą. Z higieną nie było u nich najlepiej, gryzły ich insekty. Przed Kozakami kryły się kobiety, jedynie Zonia była odważna. Zaraz po wyzwoleniu w 1945 r. "ruszyła" szkoła, kierownikiem był początkowo Walerian Borczowski a później Stanisław Otłowski a nauczycielami Maria Kuźma, Janina Sokołowska, Maria i Aleksander Słomińscy, Karol Wójcik. Zorganizowano także 7 klasową szkołę wieczorową i kurs dla analfabetów. Szkoła stała się ośrodkiem kultury, organizowano loterie, zabawy dla dzieci i rodziców, występy z dziećmi i dorosłą młodżierzą. Latem w każdą niedzielę były zabawy w lesie, w parku lub przed szkołą z bufetem, ale bez alkoholu. Wszyscy garnęli się do wiedzy i rozrywki. Do pałacu hrabiego wprowadziły się siostry Frańciszkanki, które przybyły z Radecznicy i założyły Dom Dziecka dla sierot, a z dawnej oranżerii, gdzie rosły cytryny i pomarańcze zrobiono Kaplicę. Ołtarz i freski malowała matka Zygmunta i niezwykle uzdolniona malarsko Bogunia Dudek ( zmarła na gruźlicę). W pałacu zamieszkał ksiądz, odprawiał on nabożeństwa o 6 rano w kaplicy pałacowej na piętrze, a później w nowej kaplicy zrobionej z oranżerii. Pierwszym księdzem zakonnikiem, który w 1945 r. przygotował dzieci do komunii był ks. Jan Ryba. zaaresztowano go i słuch o nim zaginął. Później religii uczyła siostra Wanda. Na uwagę też zasłużyły kobiety, które pracowały w Warszawie: Andrzejewska, Maryna Puszczuk i Anna Czyżewska-Prula. Ta ostatnia odegrała niemałą rolę w życiu dzieci i młodzierzy, jej jednoizbowe mieszkanie z klepiskiem, żydłem i warsztatem szewskim (mąż był szewcem) mieli dwoje dzieci Marysię i Wacka, było miejscem spotkań dla najmłodszych. Prula znała ogromną ilość baśni i pięknie je opowiadała, śpiewała piosenki, każdy gość czuł się w tym domu na "luzie". Można było przyjść o każdej porze dnia i było się mile widzianym. Osoba ta w znacznej mierze i mimo woli wpłynęła na rozwój umysłowy dzieci. Drugim miejscem dla najmłodszych była zagroda Kubusia czyli Jakuba 'Zuka, obecnie nadająca się na skansen. Ponieważ takich budynków teraz się już nie spotyka spróbuję je opisać Wszystkie zabudowania były ustawione w długi zamknięty czworobok, przed którym stała studnia, był ogródek, ogród warzywny i rozległy sad. Na podwórze wchodziło się przez bramę i boczne furtki. Razem ze sobą były połączone budynki, wozownia, szopa, drewutnia, spichlerz, stajnia, obora, chlew, dwie stodoły na siano i słomę , kurnik. Natomiast w domu obrośniętym winogronem była duża kuchnia, a z niej wchodziło się do komory i do piwnicy, dalej był alkierz i pokój. Był tam raj dla dzieci: zabawa w chowanego, zjeżdżanie ze słomy, a zimą zjeżdżanie na sankach, ze stromej góry w sadku obok tarnin. Gospodarz był też muzykantem, a ponadto człowiekiem gościnnym i kulturalnym, przed każdymi świetami sąsiadom składał życzenia. Zginął w wypadku. W weselach, zabawach, chrzcinach, majówkach i świętach uczestniczyli wszyscy. Było dużo uzdolnionej młodzierzy. Zdolności plastzczne mieli Feliks Daniłowicz, późniejszy inżynier architekt i malarz, obecnie emeryt mieszka w Warszawie. Maria i Zofia Kuźmówny, Stanisława Kuźmówna, ukończyła ASP (już nie żyje), Bogunia Dudek, o której wspominałam. Wielu studiowało na uniwersytetach farmację, stomatologię itp. Rzesze nauczycieli zdobyło zawód w Liceum pedagogicznym w Szczebrzeszynie. Wymienię tylko niektóre nazwiska: Janina i Zofia Paul, Zofia Pańczyk, Irena Malec, Marianna Popielec, Janina Kościk, Bolesław Hałasa, Jan Daniłowicz, Józef Michalec, Irena Michalec, Maria 'Zuk. Większość z nich rozproszyła się po całej Polsce. Jednak nadal tu mieszka dużo uzdolnionych i wykształconych ludzi: Andrzej Słomiński, syn nauczycieli (pięknie rzeźbi) , wykonał dwie kapliczki madonny, które są usytuowane w parku, kamienne posągi zdobią otoczenie jego domu, a w pokojach wykonane są przez niego popiersia. Ten młody człowiek jest samoukiem. Warto się nim zainteresować i pomóc. Egzotyka tej okolicy i obyczaje ludzi ciągle mnie fascynują. Dziś, ci, którzy wyjechali stąd przed laty, odwiedzają "stare kąty" ze wzruszeniem szukają śladów swego dzieciństwa, oglądają domy, w których kiedyś mieszkali. Pan Kolano przyjechał aż z Wrocławia, w domu Rydza, a obecnie Łaśkiewiczów ogląda pokoje "Tu stało moje łóżeczko" - mówi - a tam się bawiłem. Podobnie zachował się Oleś Jóźwiak z Warszawy i wielu innych. Mam nadzieję, że ktoś napisze powieść o życiu tej wsi, gdyż w pełni na nią zasługuje. Jeśli chodzi o mnie, jestem wnuczką już dawno nieżyjącego kowala Józefa Berdaka i jedyną córką Michała Malca. który zmarł 18 lat temu. Oprócz moich najbliższych, większość ludzi, o których pisałam odeszli, mam dla nich ogromny szacunek i wdziączność. Są w moim sercu na zawsze, a pisząc chcę ich ocalić od zapomnienia. Irena Malec-Iwańczyk Krasnystaw |