BRAZY z dzieciństwa. |
Pomimo, że minęło już dobre ponad pół wieku to dość wyraźnie pamiętam obrazy z mojego dzieciństwa spędzonego w Michalowie. Nie zatarł ich czas, pomimo dość wczesnego opuszczenia miejsc związanych z moim dzieciństwem i młodością. Po moim przyjściu na świat, w 1948 roku w szpitalu, w pobliskim starym miasteczku Szczebrzeszynie, zostałem przywieziony przez rodziców do domu, który znajdował się w Klemensowskim Parku. Dom stał na skraju tego pięknego parku z unikatowym drzewostanem i był to największy park w Polsce. Dom stał w jego południowo-zachodniej części, na niewielkim wzniesieniu, wznoszącym się łagodnie od strony pobliskiej rzeki Wieprz . Dom był długi, murowany z pobielonymi ścianami, dachem pobitym gontem i dwoma wejściami. Z tyłu za domem, od jego wschodniej strony, rozciągała się gęstwina parkowych drzew i krzewów. Od zachodniej frontowej strony, dom ocieniony był przez cztery duże przepiękne drzewa, pomiędzy którymi stała ławka do siedzenia z wysokim oparciem. Obok domu znajdowała się studnia z kołowrotem, której cembrowina zwieńczona była pokrywą z drzwiami chroniącymi wodę przed opadającymi liśćmi. Cisza była tu absolutna. Czasem tylko słyszało się szum liści powodowany lądowaniem dużego ptaka. Często był to stary kruk, który znikał nagle jak kamień w wodzie w konarach drzew. W prawo od domu biegła skrajem parku dróżka-alejka do oddalonej o ok. 400 metrów bramy parkowej zwanej „Zamojską”. Idąc tą dróżką po prawej stronie za parkowym płotem widać było w oddali zabudowania wsi Bodaczów. Pomiędzy Bodaczowen a parkiem rozciągały się wtedy jeszcze pola porośnięte łanami pszenicy na których kilka lat potem wybudowano fabrykę. Fabryka stała się zakałą ekologiczną w mikroklimacie parku i w dolinie Wieprza na znacznej jego długości. Zanieczyszczeniu uległy czyste rojące się od ryb, wyder i dorodnych raków wody tej pięknej rzeki tak, że zamarło w niej życie na kilkadziesiąt lat. Naprzeciw domu w odległości kilkudziesięciu metrów na wprost rozciągał się w stronę rzeki i w lewo ku Bodaczowowi młody kilkuhektarowy zagajnik. Zagajnik był prawdopodobnie nasadzony nie wcześniej niż na przełomie XIX/ XX wieku. W zagajniku rosły różne gatunki drzew z przewagą bielejącej brzozy, której jesienią złote jej liście nadawały zagajnikowi melancholijnej wzruszającej urody. Od domu w dół, wzdłuż zagajnika biegła w stronę rzeki piaszczysta polna dróżka, prowadziła ona wprost na malowniczy mostek przerzucony ponad cichym, czystym i meandrującym w tym miejscu i w tamtym czasie uroczym Wieprzem. Mostek zbudowany był całkowicie z drzewa i zapewne kilkadziesiąt lat wcześniej. Na jego bocznych solidnie wykonanych barierach czas osadził zielonkawą szadź, która dodawała urody i idylli temu miejscu. Mostek ten zwany był „Zielonym Mostkiem”. Po wojnie było to bardzo często odwiedzane miejsce przez pary zakochanych z Klemensowa, Bodaczowa i Michalowa. Dalej za Wieprzem, który stanowił zachodnią naturalną granice parku droga prowadziła przez podmokłą łąkę aż do gęstego niewysokiego lasku zwanego Remizą. Remiz takich było kilka rozrzuconych na polach folwarku Michalów. Były to resztki po dawnym lesie, który istniał jeszcze w połowie XIX wieku. Remizy były miejscami, które stwarzały naturalne siedliska dla bażantów i były znakomitymi miejscami na ich polowanie, organizowane przez Ordynatów Zamoyskich. Dalej dróżka skrajem Remizy dochodziła do szosy Klemensów – Michalów. Szosa wyłożona była cegłą klinkierową i przecinała Remizę na dwie części. W lewo od domu skrajem parku prowadziła inna dość szeroka dróżka w stronę Michalowa ( była to dawna droga Michalów-Zamość. Obecna droga Michalów-Klemensów wtedy jeszcze nie istniała). Po lewej stronie drogi w odległości trzystu metrów wił się Wieprz, którego prawy brzeg od strony parku był gęsto porośnięty przez dorodne olchy i drobną gęstą olszynę. Gdzieś około 1949 roku po prawej stronie tej drogi w odległości około 120 m od domu gdzie mieszkaliśmy w zagłębieniu parku pobudowano kilka baraków. Był to jakiś ideologiczny eksperyment z hodowlą indyków inspirowany przez „Łysenków” czy innych jemu podobnych znawców rolnictwa z PGR Michalów, który powstał na dawnych obszarach rolnych folwarku . Na szczęście parkowej przyrodzie po kilku latach eksperyment ten upadł. Do pracy na tej farmie zatrudniono młode dziewczyny pochodzące z biednych wiosek porozrzucanych w Puszczy Solskiej. Były to proste, pracowite i bardzo patriotyczne dziewczyny. Pamiętam jak przychodziły latem do nas , siadały na ławce i opowiadały o partyzantach i walkach partyzanckich w ich okolicach. Śpiewały piękne pieśni patriotyczne, które w tym smutnym okresie dla Polski były zabronione. Do dziś pamiętam zwrotkę jednej z piosenek: „W lubelskim lesie tam pod sosnami gdzie rozkwitają kaliny. Tam młody żołnierz przyszedł z meldunkiem że poległ kolega z warty....” |